Mirosław Grygoruk jest rzeźbiarzem kontynuującym rodzinne tradycje rzeźbiarskie. Jego ojciec rzeźbił żubry dla Cechu, który zajmował się ich sprzedażą. Pierwsze próby rzeźbiarskie pan Mirosław podejmował pomagając ojcu, jako dziecko (7-8 klasa szkoły podstawowej), prace, które jego ojciec uznawał za odpady, naprawiał (kleił odpadnięte nogi, rogi), podrzeźbiał, i w ten sposób dorabiał. W liceum zaczął rzeźbić “popiersia” żubra. Z czasem, gdy seryjne rzeźby żubrów znudziły mu się, zaczął rzeźbić inne zwierzęta (wilk, łoś, dzik, jeleń – typowe zwierzęta Puszczy Białowieskiej). Z czasem zaczął rzeźbić ptaki (bocian, czapla, dzięcioł, sowa, dudek zimorodek). Jest samoukiem, jak twierdzi nieźle mu to wychodziło. Sam nauczył się także malować, mieszać farby, dobierać odpowiedni kolor. Rzeźbienie traktuje jako dodatek (“nie robi tego seryjnie”), “dorabia sobie parę złotych”.
Dawniej w Hajnówce wiele osób rzeźbiło żubry dla Cechu Rzemiosł Różnych w Białymstoku. Żeby sprzedawać do Cechu, trzeba było skończyć kurs rzeźbiarstwa. Uczył się do egzaminu czeladniczego. Jeździł do mistrza do Supraśla na praktyki, później zdał egzamin czeladniczy: teoretyczny i praktyczny (płaskorzeźba). Z czasem Cech zaczął poupadać, a rzeźbiarze przechodzili na własny rozrachunek i swoje rzeźby sprzedawali turystom.
Nasz rozmówca stwierdza, że nie ma komu przekazać swoich umiejętności, gdyż młodzież nie garnie się do rzeźbienia. W okolicy został jedynym rzeźbiarzem. Część osób, które dawniej zajmowały się rzeźbieniem poumierała, a część zrezygnowała z rzeźbienia ze względu na zdrowie. Jak mówi w przeszłości zgłaszały się do niego młodsze i starsze osoby, które chciały się u niego nauczyć rzeźbienia, ale szybko rezygnowały. Jak podkreśla do tego trzeba mieć „chociaż lekką wyobraźnię” i “trzeba mieć serce do tego”. Opowiada, że kiedyś przyszedł do niego znajomy, aby uczyć się rzeźby, ale po pewnym czasie wrócił i stwierdził, że to nie dla niego stwierdzając „masz tą lipę, masz te dłuta, bo mi nie wystarczy palców na rękach”. Jak twierdzi nasz rozmówca, „nie miał tej iskierki do tego”. W innym kontekście stwierdza “Rzeźbić zaczyna się od żubra”, ale nie każdy “to” ma. Nie każdy może rzeźbić.
Kolejny problem, na jaki zwraca uwagę to rzeźby tworzone maszynowo. Jak mówi, na Festynie Żubra w Hajnówce, pojawiają się rzeźby przynajmniej częściowo robione maszynowo (symetryczne, dokładne), a jedynie wykończone ręcznie. Stwierdza, że różnica ta nie dla wszystkich jest zauważalna, ale on jako tradycyjny rzeźbiarz rozpoznaje maszynowo wykonane rzeźby. Jak mówi, „ja maszynową robotę poznam z daleka”.
Jak twierdzi, otrzymał “dar” wytwarzania wyrobów, rzeźbienia od ojca. Ma prośbę o utrzymanie tego daru. Chciałby przekazać następnym pokoleniom, żeby “to utrzymało się, a nie zaginęło”.